Olsztyn24

Olsztyn24
19:17
07 grudnia 2025
Ambrożego, Marcina

szukaj

Ludzie

Polityka

Finanse

Inwestycje

Transport

Kultura

Teatr

Literatura

Wystawy

Muzyka

Film

Imprezy

Nauka

Oświata

Zdrowie

Bezpiecz.

Sport

Bez barier

Wypoczynek

Religia

NGO

BWA

MBpG

MWiM

MBP

WBP

T.Jaracza

Co?Gdzie?

Wideo

Galeria

Marek Książek | 2009-08-20 17:26
Rozmowa z Ewą Błaszczyk, aktorką, pieśniarką, prezes fundacji AKOGO?

Fajnie z Bareją się pracowało

Olsztyn
Ewa Błaszczyk na Starym Mieście w Olsztynie (fot. MK)

Ze znaną aktorką i pieśniarką Ewą Błaszczyk rozmawiamy o jej wychodzeniu z depresji po nieszczęściach osobistych, o drodze artystycznej, współpracy ze Stanisławem Bareją oraz o nowej, tajemniczej roli.

- Przyjechała Pani do Olsztyna z recitalem pod tytułem „Nawet kiedy wichura...”, który nie jest komunikatem meteorologicznym i zawiera chyba jakieś przesłanie?

- Tytuł wziął się z tekstu Jacka Kleyffa, którego tytuł w całości brzmi „I poczucie szczęścia, nawet gdy wichura”, więc nie jest to komunikat meteorologiczny.

- Można przyjąć, że ten utwór nawiązuje do Pani znanych przeżyć osobistych, czyli przedwczesnej śmierci męża i śpiączki córki Oli? Jest w tych piosenkach przekaz, że pomimo nieszczęść nie wolno się załamywać?


- Dlatego utworzyła Pani fundację AKOGO? Była to pewna forma wyjścia z depresji? A może sposób na samorealizację?

- Nie, po prostu po wypadku mojej córki zobaczyłam, że pewnych struktur tu brakuje. Ratuje się czyjeś życie, a potem tego kogoś zostawia rodzinie, która nie jest przygotowana do opieki. Zobaczyłam bezradność tych ludzi i doszłam do wniosku, że pod tym względem jest dziura w medycynie. My próbujemy ją zasypać.

- W tej działalności charytatywnej odnalazła swoje drugie przeznaczenie?

- Nie, nie, nie tędy droga... Po prostu przeszłam piekło i zobaczyłam bezradność innych ludzi, a że z racji zawodu mam jakąś siłę przebicia i w pierwszej fazie miałam pomoc kolegów ze środowiska, więc postanowiłam to im zwrócić. Powiedziałam kiedyś na scenie w Sali Kongresowej, że nie wiem jeszcze, jak, ale zwrócę. Ale to samo się zrodziło. Ja się naprawdę dobrze czuję w swoim zawodzie i wcale nie jest mi po drodze z urzędnikami, z którymi muszę się spotykać. Ale jak się powiedziało „a”, trzeba było iść dalej. Od początku jednak wiedziałam, że nie chodzi o pomoc indywidualną, ale stworzenie systemowego rozwiązania pod taką jednostkę chorobową.

- Pani popularność jest tu z pewnością pomocna?

- No tak, bo taką kobietę z Białegostoku, która ma pięcioro dzieci, wyrzucą ze szpitala, to nawet nikt o tym nie usłyszy. Aktorzy, dziennikarze czy osoby z telewizji dyskontują swoją popularność najpierw zakładając fundacje, a potem tworząc konkretny program pomocy.

- Prezes fundacji to funkcja społeczna, a zawód to aktorka. Ta droga aktorska zaczęła się przypadkowo czy był to dłuższy proces dojrzewania?

- Interesowałam się psychiką ludzką, a więc czymś między psychiatrią a psychologią i sądziłam, że w tym kierunku będę studiować. A potem tak się złożyło, że to zainteresowanie przeniosło się na wizję postaci literatury. Czyli również dotyczyło psychiki ludzi, tyle że w większości fikcyjnych.

- I nagle zapadła decyzja o szkole aktorskiej?

- Tak, dosyć nagle to się stało. Wyznaczyłam sobie próg: będę próbować tylko raz, a jak się nie uda, wrócę do poprzednich zainteresowań. No i się dostałam! Ale jak szukam klucza do jakiejś roli, to wracam do podstaw, do analizy psychiki granej postaci.

- Tak było w przypadku skazanej na dożywocie więźniarki Klary w filmie „Nadzór”, w którym się Pani wybiła? Bo to była postać złożona pod względem psychologicznym?

- Absolutnie się mieściła w polu moich zainteresowań. Ale zawsze tak jest w przypadku roli skomplikowanej. Im więcej w niej takich zakrętów psychicznych, komplikacji, tym jest ciekawsza i lepsza do zagrania.

- Dlatego ta rola stała się przełomowa?

- Przełomowa? Po prostu pierwsza ważna i sensowna, o której można powiedzieć, że była prawdziwym debiutem.

- Ale od której stała się Pani znana i popularna, choć potem na tej drodze pojawiły się zakręty, jakieś poszukiwania w Niemczech i Austrii...

- Tak, trochę tam pracowałam, ale także i tutaj. Choć oczywiście musiałam tu coś odmówić, czegoś nie zrobić, ale to normalne w tej sytuacji. W Polsce był stan wojenny, nie było pracy, więc pojechałam do Niemiec.

- A potem pojawiła się ta niespodziewana rola Kasi-taksówkarza w „Zmiennikach” Stanisława Barei. Podobno przyczynił się do tego Pani mąż Jacek Janczarski, scenarzysta tego serialu?

- Nie, ta rola była proponowana Jadzi Jankowskiej-Cieślak, ale ona jej nie przyjęła. Bareja miał kłopot, a ja akurat byłam pod ręką. Poza tym troszkę byłam zmęczona tą sztampą wyobrażeniową o moim aktorstwie, a nie lubię sztamp. No bo jak „Nadzór” to zaraz musi być umęczona matka-Polka do końca życia. Takie zaszufladkowanie stało się nudne, więc postanowiłam fiknąć koziołka. Już wcześniej w Teatrze Telewizji zagrałam ekscentryczną prostytutkę, śpiewałam w kabarecie u Janka Pietrzaka, a potem trafiła się ta rola u Barei.

- A właśnie, jaki był Stanisław Bareja na planie filmowym? Podobno ciepły tak jak jego filmy, choć kpiące z ówczesnej rzeczywistości?

- Oczywiście, to przecież widać, jaka w nich jest miłość do ludzi, do kraju z całym jego absurdem. Ja myślę, że cenzura tak mało ingerowała, ponieważ mimo obłędnego poziomu absurdów w jego filmach było tyle ciepła i w gruncie rzeczy akceptacji, co wynikało właśnie z osobowości Barei. Pamiętam go jako bardzo fajną osobę, skupioną na tym, co chce pokazać, a nie na sobie. Bardzo często u reżyserów spotyka się mocno wyeksponowane ego i choć Bareja też to miał, ale z tym się nie obnosił. Fajna była z nim praca.

- A teraz jest praca z innymi. Skończyła już Pani zdjęcia do filmu „Mistyfikacja” Jacka Koprowicza o tajemniczym przypadku Witkacego, który podobno nie popełnił samobójstwa 17 września 1939 roku, lecz w ukryciu żył dalej? Pani gra jego muzę Czesławę Oknińską i ma to być rola zaskakująca?

- Na ukończeniu jest już montaż obrazu, więc do finału niedaleko. Przede wszystkim jest to bardzo ciekawy, wciągający scenariusz Koprowicza, ale sama jestem ciekawa, co z tego wyjdzie po premierze. Zapowiada się jednak barwne, intrygujące kino. Kto oglądał „Medium” Koprowicza, ten wie, jaki jest jego filmowy charakter pisma.

- A dlaczego nie widać Pani w telenowelach? Brak propozycji czy odwrotnie, nie chce Pani w nich grywać?

- Jak się wyjedzie do Pernambuko, to w miejscu zamieszkania nas nie ma. I ja jestem taka właśnie wyjechana, potwornie zajęta, co trzeba brać pod uwagę. Z tym, że zawsze jestem zainteresowana kinem opartym na dobrej literaturze, tak jak piosenką opartą na dobrym tekście. Tak po prostu mam.

- Czyli gdyby był dobry, ambitny serial, to też by Pani w nim zagrała?

- Kiedyś brałam udział w telenoweli „Samo życie”, jak dopiero to ruszało. Tam była taka redakcja i był zamysł, że pracuję w dziale społecznym i powtarza się nazwa AKOGO? Ale potem ten wątek się rozmył. A tak w ogóle, żeby w filmie była jakaś postać, to ona musi być napisana. Niedawno z dzieckiem byłam w Moskwie na terapii o nazwie komórki macierzyste i po nocach nie mogłam spać, więc oglądałam filmy. No to sobie obejrzałam „Chłopców” według Reymonta i aż coś we mnie zawyło, że może być taka literatura, takie postacie i taki dobry film. Tylko że podstawą wszystkiego jest scenariusz! A scenarzyści od sitcomów czy telenowel, również reżyserzy, też nie są szczęśliwi, bo woleliby robić prawdziwe kino. Tylko taki jest dyktat telewizji, które patrzą na oglądalność i liczą wpływy z reklam!

- A piosenka jest dla Pani ważna?

- Ważna i ją lubię. I w tym co robię jestem niezależna, bo mamy swój produkt, jedziemy swoim autem tam, gdzie nas chcą. Teraz jeżdżę między innymi z córką Manią, która trochę mi przygrywa, a to jest również nasz pomysł na to, aby być razem. Tak więc w sposób uzasadniony udajemy się do Londynu, Nowego Jorku, Olsztyna, Wałbrzycha i leśniczówki Pranie, gdzie byliśmy w te wakacje.

- Śpiewa Pani od dziecka?

- Śpiewam od zawsze, a na scenie od szkoły aktorskiej. Występowałam „Pod Egidą” u Jana Pietrzaka, a tam zawsze było świetne towarzystwo; teksty pisali Kofta, Janczarski, Osiecka i Wojtek Młynarski, więc miałam to ciągle na świeżo.

- Tradycyjne pytanie na koniec: w Olsztynie bywa Pani często?

- Byłam tu wcześniej ze sztukami teatralnymi, grałam w teatrze u Janusza Kijowskiego, byłam z recitalami, na poezji śpiewanej też byłam tam, gdzie ta lipa runęła...

Rozmawiał Marek Książek

******

W maju 2000 roku, trzy miesiące po śmierci męża aktorki Jacka Janczarskiego (pisarza, dramaturga, satyryka, scenarzysty filmowego), jej córki Ola i Mania zażywały tabletki przeciwgrypowe. Ola się zakrztusiła i popiła wodą, która dostała się do płuc i nastąpiło niedotlenienie mózgu, które spowodowało śpiączkę. Chora cały czas jest poddawana rehabilitacji. Ma otwarte oczy, ale nic nie mówi (jest to tzw. śpiączka czuwająca).

Fundacja AKOGO? została założona w 2002 roku przez Ewę Błaszczyk-Janczarską oraz ks. Wojtka Drozdowicza (twórcę programu „Ziarno” w TVP). Celem fundacji jest pomoc dzieciom po ciężkich urazach mózgu oraz wybudowanie pierwszej w Polsce kliniki-wzorca (na 15 łóżek) przy oddziale Rehabilitacji Neurologicznej w Centrum Zdrowia Dziecka - Centralnym Szpitalu Dziecięcym w Polsce, gdzie te najcięższe przypadki trafiają. Pacjent będzie leczony i rehabilitowany nawet do półtora roku po wypadku, według indywidualnego programu, który ustalą wspólnie lekarze, rehabilitanci i rodzice.

Ewa Błaszczyk wystąpiła w Olsztynie 14 sierpnia 2009 r. na Trzydniówce Teatralnej organizowanej przez Miejski Ośrodek Kultury

R E K L A M A
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte. Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.
Olsztyn24