Olsztyn24

Olsztyn24
01:20
18 grudnia 2025
Bogusława, Gracjana

szukaj

Ludzie

Polityka

Finanse

Inwestycje

Transport

Kultura

Teatr

Literatura

Wystawy

Muzyka

Film

Imprezy

Nauka

Oświata

Zdrowie

Bezpiecz.

Sport

Bez barier

Wypoczynek

Religia

NGO

BWA

MBpG

MWiM

MBP

WBP

T.Jaracza

Co?Gdzie?

Wideo

Galeria

Tadeusz Iwiński | 2012-05-08 23:12

Iwiński: Bronię Hollande’a przed Smolarem

Olsztyn
 

Dość wyraźne zwycięstwo Francois Hollande’a w II turze wyborów prezydenckich we Francji zaowocowało cała falą analiz i komentarzy w Europie, a nawet w skali światowej. Obudziło nadzieje sił lewicy na decydującą rozprawę z neoliberalną polityką finansową i gospodarczą, która od dłuższego czasu stanowi główny nurt współczesnego kapitalizmu. Zarazem jednak w sposób wyraźny spotkało się z niechęcią, sceptycyzmem, a miejscami swoistą ironią ze strony akolitów rozwiązań konserwatywnych, czy wprost niedemokratycznych. Można bowiem nie przywiązywać wielkiej wagi do tego, co się dzieje w Danii, Chorwacji, Słowacji, Rumunii, a nawet w Grecji, ale nie da się zlekceważyć tego, co się stało w kraju Marianny. I co prawdopodobnie pogłębi się tam po czerwcowych wyborach parlamentarnych.

Podobnie dzieje się w Polsce. Widać dziś wyraźnie, jaki błąd popełnił premier Donald Tusk nie spotykając się z Hollandem w trakcie niedawnego pobytu nad Wisłą, na zaproszenie SLD i „Gazety Wyborczej”. Błąd tym bardziej jaskrawy, że kandydat socjalistów w trakcie kampanii wyborczej przyjechał do nas jako do jedynego kraju Europy Środkowo-Wschodniej. Dobrze, iż odbyła się rozmowa przyszłej głowy państwa francuskiego z prezydentem Bronisławem Komorowskim, ale mamy przecież w Polsce system parlamentarno-gabinetowy i to właśnie szef rządu będzie odtąd de facto głównym partnerem Hollande’a. Ale On wolał dochować „wierności” - wraz z pozostałą częścią politycznej, prawicowej rodziny Europejskiej Partii Ludowej (EPP) - Nicolasowi Sarkozy’emu, liderowi należącemu do niej Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP). Nota bene, co było rzeczą niesłychaną, „Fakty” TVN w ogóle nie odnotowały wówczas tej wizyty, co dawało się być może wyjaśnić sytuacją negocjacji tej stacji z czołowymi grupami medialnymi Francji, pozostającymi pod wpływami tamtejszej prawicy.

Trudno skrywane niezadowolenie z wyniku wyborów prezydenckich nad Sekwaną odczuwa się w kręgach polskiej koalicji rządzącej, a zwłaszcza w środowisku Platformy Obywatelskiej. Wróciłem w poniedziałek późnym popołudniem z Belgradu, gdzie - z ramienia Rady Europy - obserwowałem niezwykle ciekawe wybory parlamentarne i prezydenckie w Serbii. I powiem szczerze, że ze sporym zdziwieniem wysłuchałem niektórych wątków rozmowy Justyny Pochanke, na antenie TVN24, z przenikliwym przecież znawcą stosunków międzynarodowych - Aleksandrem Smolarem. To zdziwienie przerodziło się momentami w zdumienie, gdy zapoznałem się w internecie z treścią wywiadów - szczególnie radiowych - Prezesa Fundacji im. Stefana Batorego na temat przyszłej francuskiej głowy państwa. Dowiedziałem się bowiem m.in., że Hollande to „człowiek przeciętny i bez właściwości”, a także iż „nawet w jego języku słychać, że nie pochodzi z elit i nie skończył wielkich szkół”.

W tej sytuacji MUSZĘ ZATEM BRONIĆ FRANCOIS HOLLANDE’A I TO NIE TYLKO DLATEGO, ŻE MAM PRZYJEMNOŚĆ ZNAĆ GO OD KILKUNASTU LAT. Zacznijmy od początku - rzeczywiście dziecko renomowanego i dobrze sytuowanego laryngologa nie zalicza się automatycznie do elity. Ale przecież Smolar, mieszkający od bardzo wielu lat we Francji, musi wiedzieć, że Hollande ukończył dwie uczelnie, a ponadto - co kluczowe - jest absolwentem najbardziej prestiżowej uczelni kraju Ecole Nationale d’Administration (Narodowej Szkoły Administracji, ENA), niegdyś mającej siedzibę w Paryżu, a obecnie w Strasburgu. Był jednym z najlepszych słuchaczy w swoim roczniku, w Szkole kształcącej właśnie niemal całą francuską elitę polityczną. Nie jest może Demostenesem, czy mówcą na miarę de Gaulle’a, Mitteranda lub Giscard d’Estainga, ale chyba nie gorszym od Sarkozy’ego. Ponadto w ostatnim okresie ogromnie dojrzał nie tylko politycznie, lecz i oratorsko, co wykazała przedwyborcza debata telewizyjna kandydatów, którą oglądała ponad 17-milionowa widownia.

Ważniejsze jest chyba coś innego. Otóż Hollande dysponuje dużym i różnorodnym doświadczeniem politycznym - w administracji terytorialnej, w Zgromadzeniu Narodowym (przez 17 lat był posłem),a nawet krótko w Parlamencie Europejskim. Pełnił funkcje radnego miasta i regionu Limousin (tych ostatnich we Francji jest 20), przez 7 lat mera niewielkiego Tulle - prefektury ćwierćmilionowego departamentu Correze, w południowo-wschodniej części kraju. Nadal formalnie przewodniczy Radzie Generalnej tego departamentu. Choć te stanowiska na pierwszy rzut oka nie powalają na kolana, to w warunkach francuskich są one niezwykle ważne - stąd cała czołówka polityków nad Sekwaną była i jest zarazem merami lub wicemerami maleńkich czasem miejscowości. Hollande zachowywał się zresztą niezwykle konsekwentnie w sensie swoistego patriotyzmu lokalnego - przed rokiem ogłosił zamiar kandydowania na prezydenta właśnie w Tulle. Tam spędził ostatni dzień przed wyborami i głosował, także tam wygłosił swe pierwsze przemówienie po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów, a do Paryża przyleciał dopiero po północy, aby udać się na wiec na Placu Bastylii.

Ale Aleksander Smolar mówił również - nieco protekcyjnie, iż Holland „przedarł się z drugiego szeregu po aferze ze Strauss-Kahnem”. To nie do końca prawdziwe. Przyszły prezydent kierował przecież aż przez 11 lat (do 2008 r., jako I sekretarz) Francuską Partą Socjalistyczną - moim zdaniem najciekawszą teoretycznie formacją lewicy w Europie Zachodniej. To ona np. stworzyła i wprowadziła w życie koncepcję 35-godzinnego tygodnia pracy, aby znaleźć zatrudnienie dla jak największej liczby osób. Już przed 5 laty Hollande zamierzał kandydować z ramienia socjalistów na funkcję głowy państwa, ale ustąpił na rzecz Segolene Royal - swej długoletniej partnerki życiowej oraz matki ich czworga dzieci. Ta przegrała z Sarkozym w II turze (stosunkiem 54 do 46%), a więc w jakiejś mierze doszło teraz do „słodkiego rewanżu”.

Tym razem, po faktycznym wyeliminowaniu - w nie do końca jasnych okolicznościach, na tle oskarżeń o gwałt w nowojorskim hotelu - faworyta lewicy, szefa Międzynarodowego Funduszu walutowego Dominique’a Strauss-Kahna, Hollande stoczył zażartą walkę o nominację socjalistów z obecną liderką FPS Martine Aubry, córką byłego szefa Komisji Europejskiej Jacque’a Delorsa. Piszę o tym wszystkim, gdyż chyba i w takim przypadku warto ważyć słowa. Szczególnie, że w naszym interesie leży ożywienie kontaktów z Francją oraz to, by w ramach Trójkąta Weimarskiego „bok” polsko-francuski nie był wyraźnie najsłabszy.

Tadeusz Iwiński

R E K L A M A
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte. Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.
Olsztyn24